Opuszczamy Ziyuan, przed nami solidne góry. Wspomagamy rowerki pedałując ile sił, ale i tak tuż przed przełęczą bartkowy Ping staje w miejscu i ani rusz dalej. Podczepiamy linkę i Pong holuje Pinga na przełęcz, a potem jest już dłuugo, dłuugo z górki

. W miasteczku na dole znajdujemy elektronika, który przy użyciu lutownicy do rynien naprawia uszkodzenie. Druga awaria za nami, w PingPongu remis 1:1.
A po drodze robi się coraz ładniej. Wjeżdżamy na tereny zamieszkałe przez mniejszości Dong, Miao, Yao i jeszcze parę innych. Budują drewniane domy i zadaszone mosty. Starsze kobiety mają uszy do ziemi od ciężkich kolczyków, niektóre noszą przedziwne fryzury z bardzo długich włosów, okręconych wokół głowy jak turban i zapiętych nad czołem. No i wszędzie, gdzie tylko ma szansę coś wyrosnąć, widać pola ryżowe.
Jest tylko jedno ale. W tej części Chin jedzą psy. Po ulicy jadzie taczka z oprawionym Burkiem. Zaczynam przed jedzeniem dokładnie badać każdą potrawę i ustalam składniki zanim wezmę kęs...


