Z Somtangu (żeby było jasne, Somtang to nie żadna wioska, ale pięć chałup w dolinie; w tej części Himalajów ludzi spotyka się sporadycznie) robimy trzydniowy wypad w otaczające wyższe góry, spróbować, jak to jest powyżej 4000 m.
Ano, jest jakoś dziwnie, kręci się trochę w głowie, trochę ciężej się idzie. Następnego dnia przechodzi.
Dochodzimy do starej, nieczynnej kopalni cynku i ołowiu. Ruiny przemysłowych konstrukcji na 4000 tysiącach metrów, na tle majestatycznych gór, wyglądają dość psychodelicznie.
Mijamy kopalnię, bunkrujemy plecaki wśród kamieni i wchodzimy wyżej, na wysokość 4600 m, prawie pod granicę śniegu lodowca Plaldor. To najwyższy punkt na naszej trasie. Stamtąd długo schodzimy z powrotem do Somtangu.