Wracamy z wyspy. Już wiemy, że są problemy z laissez passer.
"(...) Bo pani która się zajmuje wczoraj pojechała na urlop - oj plik się nie otwiera - dziwne przecież kładłam dokumenty do tej przegródki to czemu ich teraz nie ma ...I takie tam różne kłody pod nogi rzucane zarobionym urzędnikom...
Kilkadziesiąt telefonów z Kambodży, wsparcie techniczno-logistyczne od Jacka z Polski i udało się...Na dzień przed wyjazdem mamy odbieramy papier. Ale to nie wszystko...Bo jeszcze - jak się okazuje - musimy załatwić kambodżańską wizę wyjazdową. Grzejemy więc wyrobić tę wizę. Na miejscu spotykamy Szwedkę w identycznej sytuacji - w Sihanoukville trzech kolesi na motorze wyrwało jej torebkę...A wiza? -"Przyjdźcie po nią jutro, na dziś to nie da rady..." Bartek, po francusku, głosem obniżonym o dwie oktawy

namawia panią, żeby może się jednak dało wyrobić na dziś...Pani uległa

. Po dwóch godzinach mamy wszystko, czego potrzeba do opuszczenia Kambodży.
Uff, to można teraz pozwiedzać Phnom Penh.
Idziemy do Pałacu Królewskiego. W chwili, kiedy płacę przy kasie za bilety, nagle tłumek wciąga mnie do tyłu, a jak się z tego tłumku wreszie wydostaję, to już bez portfela. Drę się, żeby zamknęli bramy bo mnie właśnie obrobili, ale panowie policjanci (tak, tak, Pałac Królewski jest strzeżony, a jakże...) robią głupie miny i nie ruszają nawet palcem. Nie chcą zamknąć bramy, sprawdzić wychodzących. Co więcej, całe zdarzenie było nagrane na zamontowaną przy kasie kamerę. Domagamy się, żeby odtworzyli nagranie..."Szef wyjechał, jest poza Phnom Penh, nie mamy kluczy, nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem, I don`t spee English..." Tak oto wygląda cohabitation kambodżańskiej policji i złodziei w zabytkach Phnom Penh...
Dobrze, że wiza się kończy, bo jak tu jeszcze dłużej zabawmy, to zostaniemy nadzy i bosi...

(papiery wyrobione- mama cała i o czasie opuszcza Kambodżę)