Dien Bien Phu to miejsce, gdzie Wietnamczycy zadali ostateczny cios kolonialnej potędze Francji. Można obejrzeć francuskie czołgi, cmentarze poległych, wzgórza z okopami, na których toczyły się najcięższe walki.
Wydawałoby się, że tak słynne historyczne miejsce powinno obfitować w hotele, knajpy i inne turystyczne atrakcje, a tu nic. Kilka podupadłych, obskurnych guesthousów i trzeba się porządnie naszukać, żeby znaleźć coś do jedzenia. Do tego dają średnio smaczne, mało i drogo.
I kantują! Trzy razy dopisują nam do rachunków dodatkowe pozycje albo liczą podwójną cenę, pani w hotelu rano nie pamięta, na jaką kwotę się umówiła poprzedniego dnia.
Zła aura panuje w Dien Bien Phu. Ale jest jedna fajna rzecz - mają własne lokalne browary. Rozstawiają na ulicy po robocie stoliki i całe miasto wpada na kufelek świeżego piwka. Dobre.

(cmentarz poległych Wietnamczków)

(bojowy rower transportowy - zabierał 345 kg na raz!)