Lądujemy na Borneo. Plan: poruszać się i ...trochę zmarznąć. Bo się człowiek przegrzał na tych wyspach

. Główny cel: Mt. Kinabalu, wysokość 4098 m.
Wysiadamy w mieście Kota Kinabalu, w malezyjskiej części Borneo i zaczynamy rekonesans. I tu nas zaskoczyli. Okazuje się, że cały Sabah (część Borneo, gdzie położona jest Mt. Kinabalu) został stuprocentowo przechwycony przez agencje turystyczne, serwujące pakiety wycieczkowe. Ponoć na Kinabalu można wejść tylko z obowiązkowym przewodnikiem, trzeba spać w schronisku za 300 zł a potem o 1 rano wyruszyć po ciemku na szczyt aby zaliczyć wschód słońca z grupą pozostałych...140 wspinających się równocześnie turystów.
Zaczynamy obmyślać, jak tu obejść system i mimo wszystko obejrzeć Borneo po naszemu.
I wymyśliliśmy. Wsiadamy na nasze dwie śliczne, biało-czerwone, tym razem z uwagi na ograniczoną ilość czasu tylko wypożyczone Hondy Dream i w drogę. TERAZ POLSKA!!!
Pojeździmy sobie po Borneo, sprawdzimy też na miejscu, jak wygląda sprawa z wejściem na Mt. Kinabalu.