Przetrwał mongolskie burze, nepalskie przymrozki, australijske pustynie, ale nowozelandzkie wichury i ulewy w końcu go zmogły. Namiot, który przejechał z nami Azję i Wyspy Pacyfiku, a przez ostatnie cztery miesiące w Australii i NZ był praktycznie naszym domem, zaczął się w końcu sypać. Najpierw trzasnęły pałąki i szpilki. Potem suwak się rozszedł. Wodoodporny laminat przetarł się, tropik zaczął się rozklejać. Trzeba coś zrobić, sytuacja stała się krytyczna.
Gwarancja jest dożywotnia, więc reklamujemy. Bardzo dziękują nam za zgłoszenie i proponują, żebyśmy wysłali namiot do USA w celu weryfikacji reklamacji. Długo tłumaczymy, że taka procedura jest w naszym przypadku bezsensowna, bo musielibyśmy kupić na czas rozpatrywania reklamacji nowy namiot, a wtedy wymiana byłaby raczej zbędna. Chciałoby się opieprzyć i pogonić, ale rozsądek każe miło i grzecznie, psychologicznie ich podejść
. Po wielu mailach w końcu zgadzają się, żebyśmy odebrali taki sam nowy namiot u nowozelandzkiego dealera.
Wot i on. Problem w tym, że swojego poprzednika przypomina wyłącznie nazwą (Road Runner 23). Niby ta sama firma i typ, ale inna konstrukcja, znacznie cięższy, lekkie części aluminiowe zamienione na metalowe (!!!), gorsze tkaniny, wszystko takie jakieś bazarowe, niestaranne, tandetne, toporne. No i kolorek wzrokprzyciągający, marne szanse na pokątny kemping w krzakach. Cóż poradzić. Rozbijamy nasz HILTON II
i robimy parapetówę.
Po kilku dniach namiot przechodzi pierwszą próbę wodną. Niestety, nasza wstępna ocena jakości potwierdza się. Cieknie na szwach, śpiwory zmoczone.
Nie pozostaje nam nic innego, jak wszystkim szczerze i serdecznie odradzić inwestowanie w nową generację namiotów TheNorthFace.