Do wylotu z Nowej Zelandii zostało jeszcze kilka dni.
Nieprzypadkowo.
Bo Nowa Zelandia to nie tylko piękne góry, morza i fiordy, ale też Mekka sportów ekstremalnych. Po półtorarocznej przerwie przyszedł czas się przewietrzyć...
Jedziemy na strefę spadochronową. Musimy zdać test i wykonać skok sprawdzający z instruktorem, bo mieliśmy za długą przerwę. Papierologia trwa pół pięknego słonecznego dnia, a my zamiast skakać odpowiadamy na pytania: "Gdzie powinien wylądować soczek?" Odpowiedź prawidłowa: "Na miejscu do tego przeznaczonym".
Ale wreszcie lecimy. Nie zapomnieliśmy. Możemy skakać sami.
Z góry widok cudowny: ośnieżone szczyty, turkusowe rzeki i jeziora, a w oddali morze...
Oddajemy po cztery skoki. Potem pogoda przestaje współpracować
. Jest niedosyt, ale dobre i to.