Coś źle obliczyliśmy. Powinno przecież starczyć benzyny jeszcze na jakieś 50 km. Hm, dziwne...Tak czy inaczej, moja maszyna zakaszlała i stanęła.
Do najbliższej stacji zostało około 20 km. U Bartka w baku jeszcze trochę paliwa jest. Spróbujemy się tym podzielić i dojechać.
Bartek odkręca "kopułkę" od swojego filtru paliwa, żeby spuścić do butelki trochę benzyny dla mnie. Na "kopułce" zebrało się kilka cennych dodatkowych kropelek.
-"Masz to i wlej do swojego baku".
Biorę "kopułkę", otwieram bak i wle..... brzdęk. Oj. Oj. Ojoj.
Bartek zaniepokojony metalicznym dźwiękiem przestaje spuszczać benzynę i z niedowierzaniem patrzy na mnie...
-"Nie mów mi, k..., że to zrobiłaś..."
-"Uhm..."
-"Powiedz, k..., że nie! Nie wierzę!"
-"Chyba jednak taaak..."
-"Nieeee..."
Śmiać się, czy płakać? Sami nie wiemy. Trochę mi głupio. Faktem jest, że bartkowa "kopułka" najspokojniej na świecie siedzi sobie teraz w moim baku...
Bez "kopulki" Bartek nie da rady jechać. Usiłujemy przechylić motor i ją wydobyć, ale nie udaje się. Przy okazji potrącamy butelkę z resztką paliwa, której z tego wszystkiego zapomnieliśmy zakręcić...
Bartek trochę zły. Mamrocze pod nosem coś o babie i motorze. Żeby się zrehabilitować łapię stopa, zabieram kanister i jadę na stację po benzynę.
Ok, to mamy benzynę, ale co teraz? Zastanawiamy się, czy lepiej holować jeden motor, czy raczej poszukać na jednym motorze"kopułki". W końcu zostaję z jednym motorem i bagażami, a Bartek jedzie na poszukiwania.
Po dwóch godzinach wraca. "Kopułki" nigdzie nie znalazł, ale chłopaki z warsztatu dali mu kanister z rurką, który ma sobie zainstalować zamiast baku na siedzeniu i z taką konstrukcją między nogami dojechać do większego miasta...
Udało się. Akurat czas na pierwszy przegląd gwarancyjny mojej Hondy. Przyznaję się w salonie, co zrobiłam. Panowie mają miny jak Bartek, ale odkręcają bak i wyjmują "kopułkę". Następnego dnia możemy jechać dalej.