Czas podjąć próbę przekroczenia granicy z Chile.
Przejście maleńkie, prowadzi do niego szutrowa droga. Mała budka, w niej dwóch młodych chłopaków i to by było na tyle. Akurat przed nami przyjechała argentyńska wycieczka na treking po chilijskiej stronie. Przepuszczają nas, żebyśmy nie czekali, aż ich wszystkich odprawią. W tej sytuacji szybciutko stemplują nam paszporty i wypisują papiery na motory. Moje gotowe. Jeszcze tylko dla Bartka.
I wtedy przyszedł starszy oficer. "-Skąd jesteście? Nie macie argentyńskiego paszportu? A to chyba nie możecie przejechać". Idzie dzwonić do bazy po radę.
Niech to szlag. Jest ponoć taki przepis, że cudzoziemiec nie może wyjechać za granicę na argentyńskim motorze. Pokazujemy, że przecież mamy wszystkie kwity na motory, meldunek w Buenos, argentyński NIP a nawet prawo jazdy! Nie, musi być paszport albo stała rezydencja. Żadne prośby i namowy nie skutkują. A tak było blisko. Frustracja tym większa, że wiemy, że przez to samo przejście puścili innych ludzi w identycznej sytuacji dwa tygodnie wcześniej. Widać El Jefe miał wtedy wolne...
Trudno. 50 km dalej u stóp pięknego, ośnieżonego wulkanu Lanin jest inne przejście. Jedziemy tam, ale sytuacja się powtarza. Celnik jest nieubłagany.
Do trzech razy sztuka. Zasuwamy kolejne 200 km na następne przejście. Ale tu też celnik-mądraliński zdaje się świeżo po szkoleniach zaczyna nam dydaktycznie rysować na kartce Argentynę, i klaruje, że jak cudzoziemiec przyjedzie do Argentyny (w tym momencie rysuje ludzika gdzieś na Atlantyku i strzałeczkę od niego do Buenos) to może sobie kupić motor i jeździć po Argentynie (i tu pan mądraliński smaruje z dziesięć kółek wewnątrz Argentyny), ale nie może na nim wyjechać za granicę (na kartce pojawia się 5 strzałek z Argentyny na zewnątrz, które w kulminacyjnym punkcie mądraliński zamaszyście i sumiennie jedną po drugiej przekreśla). Skoro taki uczony spryciarz to go troszeczekę pomęczymy. A czy na naszym motorze mógłby - tak teoretycznie - wyjechać Argentyńczyk? -"No...eee....taaak...jakby miał upważnienie od was..." Acha, to jak przyjedziemy z amigo archentino to moglibyśmy się przedsostać do Chile z motorami? -"No...e...chyba taaak...."
To my szybciutko w tył zwrot do miasteczka organizować amigo.
Po 20 minutach wracamy z nowym przyjacielem. Tego się mądraliński nie spodziewał. No i zaczyna straszyć naszego amigo, jakie to może mieć potem problemy. Straszy na tyle skutecznie, że amigo jednak się wycofuje.
Wystarczy na dziś. Humory podłe. Rozbijamy na campingu namiot i idziemy spać. Jutro pomyślimy, co dalej, bo siewodnia goława nie rabotajet
.