Wdrapujemy się na 4300 m, nad piękne jeziorka Miscanti i Meñikes. Bartka motor ma problem z taką wysokością, trzeba będzie wyregulować gaźnik.
Tu spędzimy noc. Oprócz nas miejscówkę na nocleg nad jeziorami upatrzyła sobie para Szwajcarów, podróżująca po świecie Landcruiserem Troopie. Wieczór spędzamy razem w ciepłym domku na kółkach.
W końcu jednak przychodzi czas, żeby przenieść się do naszego namiotu. Piekielnie zimno, a nad ranem będzie o wiele gorzej. Zakładamy wszystkie ciepłe ciuchy, wbijamy się do śpiworów, na to kołdra. Całkiem dobrze. Jednak mimo, że jest nam ciepło, nie możemy zasnąć. Marnie się czujemy z powodu wysokości. Bolą głowy, Bartkowi niedobrze. Powinniśmy dużo pić, a tu niestety woda w butelce zamarzła.
Jak tylko rano pojawiło się słońce wstajemy. Jesteśmy wymęczeni. Namiot zamarznięty, ba, nawet kołdra na zewnątrz zlodowaciała. Szron na motorach. Było -12...
Postanawiamy zjechać niżej, trochę zbyt gwałtownie wjechaliśmy na taką wysokość.

(Stan motoru o 9 rano...)

(ta pionowa kreska po prawej to droga przez Salar)