Musimy zatankować i kupić jedzenie. Zatrzymujemy się na chwilę w San Pedro de Atacama.
Miasteczko przywodzi na myśl Thamel w Kathmandu, Khao San Road w Bangkoku czy Vang Vieng w Laosie: gdzie nie spojrzysz hostele, knajpy serwujące europejscie żarcie, Internet cafe i oczywiście agencje turystyczne. Może za kilka dni nabierzemy ochotę odpocząć w takiej cywilizacji, ale jeszcze nie teraz. Uciekamy, aż się za nami kurzy.
Wieczorem dojeżdżamy do Termal Puritama. Szlaban, otwarte tylko do 5.30. Na szczęście motory mieszczą się pod szlabanem
. Zjeżdżamy do kąpielisk, ale na ścieżce mijamy strażnika. Możemy tu zanocować? No...eee...właściwie tu nie wolno kempować, ale jeśli zwiniecie się przed 9 rano, to nie ma sprawy. A spać możecie w tym domku, bo nocą będzie zimno pod namiotem...
Zjadamy z miłym panem obiad i już nie możemy się doczekać romantycznej nocnej gorącej kąpieli pod gwiazdami.
To co, biegniemy do wody? Czerwone wino przygotowane? No to siup...
Hmm...No, mogłaby być cieplejsza... Po 15 minutach prób oswojenia się z temeraturą przyznajemy, że ta kąpiel nie jest zbyt miła. Rezygnujemy. Wyskakujemy z wody, a na zewnątrz czeka na nas złośliwie się śmiejąc pustynny nocny mróz.
Szybko, szybko, d-d-d-d-do śpiwora!!!
(Puritama)