Zatrzymujemy się w górskiej wiosce na obiad. Na środku knajpy scena, pewnie potańcówki tu urządzają w weekendy. Na ścianach gablotki. Za szybą puchary, medale, zdjęcia kogutów... To nie scena do tańca, tylko arena do walk kogutów.
Pan w dresiku widząc, że oglądamy trofea, podchodzi do nas i zagaduje. Raul jest właścicielem knajpy i kilkunastu kogutów-championów. No jasne, że championów, bo przegrani poszli na rosół...Raul prowadzi nas na zaplecze i prezentuje swoich zawodników. To który jest najlepszy? A ten - Raul wyciąga z klatki pstrokatego zakapiora i podaje go Bartkowi. Sam wyjmuje innego. To chodźcie teraz na scenę...
Bartek i Raul ściskając po kogucie stają na przeciwko siebie na scenie. Koguty się zjeżyły, wyrywają się w swoją stronę, gotowe się zadziobać. Jednak dziś walki nie będzie. Walka odbywa się tylko cztery razy w roku. Do wioski zjeżdżają wtedy tłumy ludzi i obstawiają. Kolejna wypada za dwa tygodnie...To może zaczekacie? - kusi Raul. No cóż, to niestety trochę za późno dla nas...