Po kilku dniach jazdy robimy przerwę w małej wiosce Sauce, nad malowniczym górskim jeziorem obrośniętym tropikalnym lasem. Wysokość ok 700 m.n.p.m, więc nie jest aż tak niemożliwie gorąco jak w Puerto Mandolado czy Pukalpie.

(w drodze do Sauce)

(w drodze do Sauce)

(w drodze do Sauce, przeprawa przez rzekę)

(w drodze do Sauce)

(jezioro Sauce)

(jezioro Sauce)

(hot dog a la selwa, platan z serem i orzeszkami zapiekany w liściach)

(plantacja papai w Sauce)
W jeziorze są ryby. Umawiamy się z miejscową specjalistką od łowienia, żeby nas zabrała ze sobą na połów.
Najpierw musimy nałapać przynęty. Szefowa rzuca przy brzegu sieć, z której po chwili wyjmujemy malutkie, dwucentymetrowe rybki. Te, które są zbyt małe, wrzucamy z powrotem do jeziora.
Skoro mamy już przynętę, pakujemy się do małego, wąskiego i chybotliwego czółna, wydrążonego w pniu drzewa. Dziewczyna wiezie nas do swojej miejscówki. Tutejszy przyrząd wędkarski to żyłka z haczykiem nawinięta na kawałek balsy. Nadziewamy na haczyki przynętę i do dzieła. Zapowiada się nieźle, bo po kilku sekundach pani wyciąga z wody pierwszą rybę, coś a la okoń. Ale po tym cisza. Czekamy. Płyniemy w inną miejscówkę. Znowu nic. Kolejna i kolejna miejscówka - porażka. "No quieren hoy..." - martwi się pani rybak. Niedaleko płynie większa łódka - dobijamy do niej, żeby może chociaż coś kupić na obiad - ale oni też niczego nie złowili. To skoro jesteśmy już prawie na drugim brzegu jeziora spróbujemy jeszcze jedno miejsce. Wrzucamy haczyki: i zaczęło się. Nasza pani wyciąga co chwilę jedną rybę po drugiej. A my nic. Bartek zmienia przyrząd wędkarski na swoją wędkę - bez zmian. A pani dalej kosi okonie. Jesteśmy sfrustrowani. Nagle pani przerywa łowienie: "Que es kurwa?" - pyta zaciekawiona...
Bartek wyciąga wreszcie jednego honorowego okonia. Pani nałapała kilkanaście...
Co robić, odkupujemy od naszej rybaczki kilka okoni. Na pierwsze danie idą seviche, przygotowane przez siostrę rybaczki, przy okazji uczymy się, jak to się robi. Pychota. Potem ryba smażona... I jeszcze zostało coś niecoś na kolację...

(łapanie przynęty)

(przynęta)

(honorowy)
We wsi mówią nam, że nieopodal mieszka Polak i pokazują gdzie. Podjeżdżamy na motorze do okrągłego domku ze wspaniałym widokiem na jezioro i góry. Miejsce niezwykle energetyczne. Właściciel jest wyraźnie zaskoczony usłyszawszy "dzień dobry"

.
Zbyszek mieszka tu już od 5 lat, ale z Polski wyjechał prawie 30 lat temu. Gawędzimy popijając lokalne wino. Na wieść o naszej połowowej klęsce ze śmiechem opowiada, jak w zeszłym roku jego brat uzbrojony w wypasioną wędkę też pojechał z naszą panią na ryby - z podobnym skutkiem, identyczna historia... Od razu nam lepiej

. Umawiamy się na obiad następnego dnia. Znowu świeże ryby z jeziora, tym razem tilapie. Smażymy je w mące i wychodzi tak bajecznie, że niespodziewanie znika nam w brzuchach dwa kilo białka...
Zbyszku, bardzo dziękujemy za wspaniały wieczór!