Maleńka wioska Rumibamba. Dziś wielka fiesta, coroczne rodeo. Przyjeżdżamy tu namówieni przez Karolinę. Na środku wsi spory plac, w koło rozstawione trybuny. Wszędzie faceci na koniach odziani w poncha i kapelusze.
Trwają przygotowania. Leje się piwo i bimber. Niektórzy nie dotrwali...
Wreszcie zaczyna się! Torro a la plaza!
Konkurencja polega na tym, że dwóch kowboi musi jak najszybciej złapać byka na lasso za rogi. Rozdrażniony byk często atakuje przy tym trybuny, niekiedy trafia rogami konia. Gdy zwierzę jest już schwytane na dwa lassa, trzeba je powalić, związać nogi i wyprowadzić z placu. Zabawa jest bezkrwawa. Byk jest wielorazowego użytku, musi starczyć dla wszystkich drużyn.

(ostatni etap - pętanie byka)

(wyprowadzanie byka)

(wręczenie nagród)
Poza placem trwa impreza. Nam też się udziela. Karolina przechodzi instruktarz obsługi lassa. Potem próbujemy sił na koniach...

(Braveheart

)
Po południu kończą się zawody z lassem. Teraz czas na corridę. Ci, co jeszcze są w stanie ustać na nogach, włażą na plac i drażnią byki, a potem przed nimi uciekają. Impreza z wolna dogasa.
Było to jedno z naszych najlepszych południowoamerykańskich doznań, prawdziwa lokalna fiesta. Kolejny raz wielkie dzięki dla Karoliny!!!