Czasami w życiu człowieka pojawia się niespodziewanie inny człowiek, który pasuje jak puzzel w układance, tak po prostu, na sto procent. W którym nic nie drażni, u którego niczego, żadnej najmniejszej cechy nie ma się ochoty zmienić. Stopniowo, krok po kroku, niepostrzeżenie, taki Ktoś staje się coraz ważniejszy. W pewnym momencie trudno nawet wyobrazić sobie, że mogłoby Go nie być.
Kubę Fedorowicza poznaliśmy w Boliwii, w zwariowanym La Paz. Przemierzał wtedy autostopem Amerykę Południową. Po powrocie do Polski bardzo się ze sobą zbliżyliśmy. Jego optymizm, entuzjazm, energia zarażały. Szedł zawsze do przodu, zawsze pod prąd i ciągnął za sobą tłum uśmiechniętych ludzi - w tym nas.
Kuba zginął 9 marca 2012 w tragicznym wypadku w Gdyni. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że Go nie ma. W Ameryce Południowej, w Polsce, w życiu…
Msza odbędzie się w piątek 16 marca 2012 o godz. 14 w kościele św. Wawrzyńca w Warszawie na Woli, pogrzeb na Cmentarzu Wolskim Prawosławnym (jego katolickiej części). Kuba nie lubił kwiatów i zamiast nich rodzina prosi o przekazanie datków na dowolną fundację pomagającą SPEŁNIAĆ MARZENIA dzieci. Prosi też, żeby po uroczystościach pogrzebowych powstrzymać się od osobistego składania kondolencji rodzinie.