Schengen to to jeszcze nie jest. Akcja z przekroczeniem granicy i dotarciem do większej miejscowości po stronie mongolskiej, łącznie około 180km zajęła nam calusieńki dzień.
A wyglądało to mniej więcej tak.
Pobudka 7.00. Pakowanie kąpanie, do wozu się ładowanie. O 10.00 wygląda na to że załoga gotowa jest to wyruszenia. Wszystko idzie gładko i planujemy koło 12.00 sprawnie przekroczyć granice. Nad uroczym jeziorkiem czekamy na przesiadkę do umówionego wcześniej mongolskiego łazika. Dogadujemy się co do ceny i w trasę do Mongolii. Zamiast jednak na granice j edziemy wcześniej na targ i do hurtowni gdzie przedsiębiorczy Mongołowie, którzy widać zbyt mało na nas zarobili, postanawiają wyładować łazika towarami na handel oraz dodatkowymi pasażerami. Robi się ciasno, ale co tam, ważne, że do przodu. Mijają kolejne godziny, wreszcie ruszamy w kierunku granicy. Niebawem okazuje się, ze skręcamy z głównej drogi, bo zdaniem naszego motorniczego do łazika wlezą jeszcze dwie osoby. W sumie stanowimy załogę 16-to osobowa. Na granicy okazuje się, ze jest problem. Mamy o 6 pasażerów za dużo. Każdy zapłacił, więc każdy chce jechać. Przedsiębiorczy Mongoł próbuje zorganizować transport zastępczy, następnie pyta, czy 4 osoby z naszej załogi mogą jechać następnego dnia. Hmmm... Używając rożnych argumentów przekonujemy pana i ostatecznie nasza załoga jedzie cala, a pozostali mongolscy pasazerowie zostają na granicy. Jeszcze tylko demonstracje siły przez rosyjskich urzędników, tak żeby jasne dla nas było, że opuszczamy wielkie imperium. Kończy się asfalt, zaczynają jurty, kozy, jaki, konie. Tak, jesteśmy w Mongolii!!!
Motorniczy robi po drodze demonstrację umiejętności swoich i lazika, trochę dla nas, ale głównie dla jedynej mongolskiej pasażerki, której nie zostawiłi na granicy...Dogania nas uaz. Kierowca dodaje gazu.Jest wyścig, po szutrze, z zajeżdżaniem drogi. Trzęsie, telepie...jeszcze trochę...wygrywamy! Brawo! Po kilometrze nasz Kubica zatrzymuje się, wysiada, kładzie na trawie i demonsracyjnie czeka na rywala-frajera. A romans z pasażerką się rozwija, kierowca śpiewa...Do Olgy docieramy po zmroku. Jest 21 niezły czas na te 180km. Rozbijamy namioty nad rzeką. Idziemy spać.