Rano o 9.00 meldujemy się po drzwiami biura lotniczego. Czekamy godzinkę i przychodzi PAN URZĘDNIK. Łokciem, łokciem, i wbijamy się pierwsi. Mówi po rosyjsku, to już coś. Ale wolne miejsca mają dopiero na wrzesień. Strzelamy tragiczne miny..."Szto tak nam dziełac? U nas wiza tylko do 14 awgusta, nie możemy jej przedłużyć...Pomożecie?"- zażartowaliśmy. PAN URZĘDNIK niby nas nie dostrzega, ale wyjmuje komórę i dzwoni. Chyba zadziałało! Za chwilę przychodzi inny urzędnik, niesie ręcznie zapisane papierki z rzędami nazwisk. Jak nic listy pasażerów! Dumają, kreślą, dyskutują, trwa to z 15 minut, my siedzimy nic nie rozumiejąc ze zbolałym wyrazem twarzy, adrenalina nam poskoczyła. Nagle znowu na nas patrzy: "Paszporty u was są?" "No, kanieszna" - wręczmy. Z niedowierzaniem patrzymy, jak na jedną z owych tajemniczych list pan wpisuje Martę Owczarek i Bartłomieja Skowrońskiego. Każą nam iść do pokoju obok i przez 40 minut wypisują BILETY. Na czwartek 14 sierpnia, czyli na najbliższy wylot i ostatni dzień naszej wizy. Gęby się śmieją.
Wracamy do jurty. Niestety Litwini ciągle z nocnej nie wrócili wycieczki. Czekamy do drugiej, ale nie ma kontaktu. W końcu się odzywają - są w Tsengel, czyli do Olgii dojadą najwcześniej o 5. Co oznacza, że nie zdążą przed zamknięciem granicy i ucieknie im samolot. Próbują przebukować lot, ale się nie udaje. Niedobrze.
Następna relacja będzie za czas jakiś, bo jutro chcemy pojechać do Parku Narodowego i siedzieć tam do dnia wylotu do Kazachstanu.