Włóczymy się kilka dni po górach i po południu 12 sierpnia zgodnie z planem dochodzimy do miejscowości Bayan Nur, ok 100 km na wschód od naszej "bazy" w Bayan Olgi. Zmachani zasiadamy w centrum, na środku Marszałkowskiej, z zimnym piwkiem przy stole bilardowym. Klimat jak z westernu. A przed nami placówka Telekomunikacji Mongolskiej S.A. Idziemy dzwonić do mamy, bo przecież "trzeba rozmawiać", "jest tyle do powiedzenia"

Pani jest przerażona, ale po 15 minutach kalamburów i nauki wykręcania zagranicznego numeru jest sygnał. Niestety, nikogo nie ma w domu. Szkoda. Powoli rozpytujemy o transport.
- "Taksi w Olgi zawrta, w adin czas".
Wobec tego rozbijamy naszą jurtę nad brzegiem jeziorka. Przynajmniej się jutro wyśpimy.





