Saturday, January 30. 2010
Thursday, January 28. 2010
Wednesday, January 27. 2010
Zjadło by się świeżą rybę. I żeby było jej tak dużo, że aż do przejedzenia. Podjęliśmy już tyle prób połowowych, a tu nic. Po raz kolejny pytamy w informacji turystycznej, czy są w okolicy ryby i gdzie można łowić. Pan wyjaśnia, że mają tu sporo pstrąga i obszernie instruuje, na których odcinkach rzeki łapie się na spining, na których tylko na muchę.
Idziemy wzdłuż strumienia do chaty, z której jutro rano chcemy rozpocząć kolejny treking. W końcu wędek nie zabraliśmy, żeby zredukować bagaż. Do kolacji coraz bliżej, a ryba ciągle chodzi po głowie...
Bartek idzie pierwszy. Nagle odwraca się, pokazuje, żebyśmy po cichutku się do niego zbliżyli...Wykonuje ustami bezgłośne: "RYBA" i pokazuje zakole rzeki w dole skarpy...Patrzymy: faktycznie, przy powierzchni zastygł wielki pstrąg. Zabieram się za fotografowanie.
-"A może by go jakoś sposobem...dawajcie kamula!"- zanim zdążyliśmy się zastanowić, Bartek łapie kawałek głazu i rzuca z kilkumetrowej skarpy w rybę...Osłupiali gapimy się z niedowierzaniem w wodę.
-"Ty, chyba dostała! Dostała! Idę po nią!" Rzeczywiście, pstrąg dryfuje przy tafli wody do góry brzuchem. Bartek z neandertalską dzikością w oczach bierze się za schodzenie z parometrowej, pionowej skarpy.
-"Bartek, wyluzuj, on już nie żyje, idź naokoło"...
W tej części rzeki nie łapie się na spining ani na muchę, tylko praktykuje stonefishing...
Saturday, January 23. 2010
W Nowej Zelandii wypada pójść na treking. Nie jest to bynajmniej odkrywanie zaginionych maoryskich cywilizacji, ale dobrze zorganizowany i oblegany biznes turystyczny: świetnie przygotowane i oznakowane trasy i schroniska. Na najpopularniejsze szlaki trzeba się zapisywać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
Mimo wszystko odstawiamy na kilka dni rowery. Będziemy teraz chodzić. Na początek położony na południowym krańcu wyspy nieco mniej popularny Hump Ridge Track. Ma być trochę po lesie, trochę po górach, trochę po plaży.
Pierwszy dzień pod znakiem plaży i lasu. Las fantastyczny, gałęziasty, korzeniasty, mglisto-wilgotyny. Jesteśmy prawie sami (that's good...  ).

(nabieranie wody)
Drugi niemal cały dzień idziemy po drewnianym pomoście położonym wzdłuż grani. Żeby się turyście nóżka nie omsknęła albo wypasiony trekingowy bucik nie zamoczył, gdy podziwia widoki ze szczytu. Trochę jesteśmy zniesmaczeni. Utrzymanie szlaku to jedno, ale zrobienie z niego kilkunastokilometrowego deptaka to już poważne przegięcie. Ale może i się czepiamy, bo chmury zasłoniły cały widok i został nam do oglądania głównie deptak  .

(widok)

(Teraz Polska)

(przeganianie chmury)

(skutek)
Kolejny etap szlaku prowadzi drewnianymi wiaduktami wzdłuż starej linii kolejowej. Tu już nie ma deptaka, więc trochę się trzeba nagimnastykować, żeby nie wpaść po kolana w błoto.
Na zakończenie powrót plażą. W wodzie chlapią się delfiny, a my zbieramy sobie trochę małży na kolację. Czas najwyższy pojeździć na rowerze  .
Wednesday, January 20. 2010
Tuesday, January 19. 2010
Sunday, January 17. 2010
Przetrwał mongolskie burze, nepalskie przymrozki, australijske pustynie, ale nowozelandzkie wichury i ulewy w końcu go zmogły. Namiot, który przejechał z nami Azję i Wyspy Pacyfiku, a przez ostatnie cztery miesiące w Australii i NZ był praktycznie naszym domem, zaczął się w końcu sypać. Najpierw trzasnęły pałąki i szpilki. Potem suwak się rozszedł. Wodoodporny laminat przetarł się, tropik zaczął się rozklejać. Trzeba coś zrobić, sytuacja stała się krytyczna.
Gwarancja jest dożywotnia, więc reklamujemy. Bardzo dziękują nam za zgłoszenie i proponują, żebyśmy wysłali namiot do USA w celu weryfikacji reklamacji. Długo tłumaczymy, że taka procedura jest w naszym przypadku bezsensowna, bo musielibyśmy kupić na czas rozpatrywania reklamacji nowy namiot, a wtedy wymiana byłaby raczej zbędna. Chciałoby się opieprzyć i pogonić, ale rozsądek każe miło i grzecznie, psychologicznie ich podejść  . Po wielu mailach w końcu zgadzają się, żebyśmy odebrali taki sam nowy namiot u nowozelandzkiego dealera.
Wot i on. Problem w tym, że swojego poprzednika przypomina wyłącznie nazwą (Road Runner 23). Niby ta sama firma i typ, ale inna konstrukcja, znacznie cięższy, lekkie części aluminiowe zamienione na metalowe (!!!), gorsze tkaniny, wszystko takie jakieś bazarowe, niestaranne, tandetne, toporne. No i kolorek wzrokprzyciągający, marne szanse na pokątny kemping w krzakach. Cóż poradzić. Rozbijamy nasz HILTON II  i robimy parapetówę.
Po kilku dniach namiot przechodzi pierwszą próbę wodną. Niestety, nasza wstępna ocena jakości potwierdza się. Cieknie na szwach, śpiwory zmoczone.
Nie pozostaje nam nic innego, jak wszystkim szczerze i serdecznie odradzić inwestowanie w nową generację namiotów TheNorthFace.
Friday, January 15. 2010
Po dwóch dniach przestaje padać i ogólnie ma "iść na lepsze". Kryzys zażegnany. Damy rowerom jeszcze jedną szansę. Mimo wszystko.
"Na lekko" objeżdżamy półwysep Otago. Zachwyca. Nawet albatrosy tu dają. Ptaszyska są naprawdę wielkie: rozpiętość skrzydeł sięga nawet 3 metrów. Nawet nie muszą nimi machać: po prostu szybują nad naszymi głowami.

(Albatros, a to małe ptaszysko obok to najwięsza mewa, jaką kiedykolwiek widzieliście)

(Albatros)

(Albatros)
|