W Taltalu motoru naprawić się nie da. Z Taltalu trzeba motor przetransportować do większego miasta, czyli Antofagasty, 300 km na północ.
Oszczędny Polak nie wykupił oczywiście AC. Musimy przewieźć motor sposobem. Z Taltalu wyjeżdża na północ sporo ciężarówek i pickupów, musimy się z kimś dogadać.
Chodzimy, pytamy, ale bez skutku. W pewnym momencie ktoś nam doradza, żebyśmy poszli do lokalnego radia, może jakiś kierowca będzie słuchał i nam pomoże.
Idziemy do budynku radia, co nam szkodzi spróbować. Mała kanciapka, stara aparatura, tak mogła nadawać Wolna Europa. Za biurkiem miła pani. Opowiadamy w czym problem. Pani się angażuje. Każe nam wrócić za godzinę, jak przyjdzie redaktor prowadzący wieczorną audycję, to on wtedy powie o nas na antenie.
Zgodnie z umową wracamy. Zanim się zdążyliśmy połapać, o co chodzi, lądujemy w pokoiku-studio razem z redaktorem...Cisza!Wchodzimy na antenę!
Redaktor czyta wiadomości i co pewien czas pyta, czy ktoś nie jedzie do Antofagasty i nie mógłby nam pomóc. I ku naszemu przerażeniu przytyka nam znienacka mikrofon pod nos, i musimy coś wydukać w chilijski eter...Oj nie! O mój Boże!!! Buenas tardes, necesitamos...
Nikt niestety nie zadzwonił z pomocą, ale cośmy się ubawili, to nasze.
Następnego dnia od rana szukamy dalej. Koniec końców trafiamy do firmy Triovia naprawiającej drogi. Uroczy szef rzuca wszystko i zaczyna sprawdzać, kto nas najszybciej może zabrać. Niestety, dziś już wszystkie ciężarówki pojechały, ale jutro rano jedzie do Antofagasty jeszcze jeden samochód. Przywieźcie motory, spróbujemy je zapakować. Wracamy z maszynami. Akurat zjechali się robotnicy, którzy pracowali w terenie przez cały dzień, a że jutro święto, to w firmie jest impreza, asado, piwo. Chłopaki pomagają zamontować na pick-upie Hondy. Potem zostajemy nakarmieni jak się patrzy. Bartek idzie po kratę piwa, żeby podziękować za pomoc. Jest aplauz. Polak się umi zachować
.
I tak za jeden uśmiech i kratę browaru dojeżdżamy następnego dnia do Antofagasty.
(W drodze do Antofgasty - Mano del Desierto)
(W drodze do Antofagasty - Mano del Desierto)
Teraz już tylko trzeba - bagatela - naprawić motor. Nie chcemy utknąć w Antofagaście, ale dziś piątek-święto, potem sobota i niedziela. Marne szanse na szybką naprawę. Wyszukujemy w Internecie stronę chilijskich endurowców z Antofagasty. Dzwonimy, może coś doradzą. Facet jest miły, obiecuje pomóc i w sobotę w południe stawia się w naszym hostelu z kumplem-mechanikiem. Opukują, ostukują moją Hondę, wydają werdykt, że trzeba zmienić obręcz, trzy szprychy i naprostować amortyzator i motor będzie jak nowy. Coś nie jesteśmy do końca przekonani, bo amortyzator wydaje się prosty, ale w końcu to oni są specami. Ustalamy, że wymienią obręcz na inną używaną ale w dobrym stanie i naprostują amortyzator.
Wracają późnym wieczorem. Zrobione. Ale Bartkowi się coś nie podoba. Niby amortyzator siedzi prosto a błotnik nie dotyka już ramy, za to obręcz, którą nam założyli, jest w opłakanym stanie. Scentrowana, zardzewiała, koszmar. Odmawiamy przyjęcia takiej naprawy. Robi się coraz goręcej. W końcu staje na tym, że dostaną kasę tylko za naprostowanie amortyzatora, my kupimy sami nową obręcz a oni nam ją zamontują w miejsce szrota, którego wstawili.
Następnego dnia rano jedziemy przetestować motor. Tragedia. Koło jest tak pokrzywione, że motorem rzuca na wszystkie strony, do tego coś łomocze przy kierownicy. Oglądamy w świetle dziennym amortyzator i już wiemy, dlaczego przestał dotykać do błotnika: zamiast naprostować amortyzator, mistrzowie przykręcili dodatkową śrubkę mocującą błotnik.
W poniedziałek prowadzimy motor do normalnego warsztatu. Panowie oglądają motor i przyznają, że robota jest skopana. Ustalamy, że nie damy się cwaniaczkom-endurowcom więcej dotknąć do motoru, kupimy nową obręcz i naprawimy amortyzator w warsztacie, a od tamtych spróbujemy odzyskać kasę. Niestety jak endurowcy zorientowali się, że chcemy zwrot pieniędzy, rozpłynęli się. Próbujemy prosić o pomoc Karabinierów, ale się specjalnie nie kwapią. Odpuszczamy. Trudno, daliśmy się przerobić.
Dodatkowy problem w tym, że w całej Antofagaście nie ma obręczy. Dzwonimy więc do warsztatu w La Serenie, gdzie robiliśmy serwis gwarancyjny i chłopaki obiecują nam wysłać do Antofagasty nową obręcz. Załatwione, teraz trzeba tylko czekać na przesyłkę.
W środę przychodzi wreszcie obręcz. W warsztacie zakładają nam ją i prostują amortyzator.
Dostaliśmy po kieszeni, ale możemy jechać dalej...zachowując bezpieczną odległość za poprzedzającym pojazdem
.
(Mistrzowie przy robocie)
(Mistrzowie przy robocie)
(Donde esta mi moto?!)
(czekając na motor - okolice Antofagasty)
(czekając na motor - okolice Antofagasty)