Monday, August 30. 2010
Dosyć gór i kamieni, czas zabrać rodziców w cieplejsze rejony. Duuużo cieplejsze. Przenosimy się do dżungli. Najpierw z Puerto Mandolado łódką po rzece Tambopata, potem kilka kilometrów piechotą, potem łódką po jeziorze Salavan i jesteśmy na miejscu.
Jest gorąco, ale akceptowalnie, robali i komarów mniej niż latem na Mazurach. Nie pada. Przez dwa dni chodzimy po lesie i pływamy po jeziorze wypatrując zwierza. Jako że trafił się nam przewodnik - autochton podpuszczamy go kulinarnie. Większość stworów da sie zjeść. "Very tasty meet" . Jedynie ptaki z czubem, czyli tzw. "stinky beards" są nietykalne, bo śmierdzą tak okrutnie, że nic ich nie ruszy. Chyba, że kajman. Kajman zeżre wszystko...
(Rio Tambopata)
(Rio Tambopata)
(Rio Tambopata)
(jezioro Sandoval)
(jezioro Sandoval)
(jezioro Sandoval)
(kaiman)
(olbrzymie wydry)
(olbrzymie wydry)
(Bartek celuje w cytryny)
(nauka obsługi orzecha brazylijskiego)
(mrowisko)
(załoga nietoperzy)
(tarantulla)
(tarantulla)
(kaiman na nocnym polowaniu)
(śmierdzące ptaki, których nikt nie chce jeść)
Thursday, August 26. 2010
Świnki morskie...
...przybyły z dalekiego Peru...
...by cieszyć się smakiem kolb ziarnowych firmy Nestor )))
Wednesday, August 25. 2010
Tuesday, August 24. 2010
Po półtora roku niewidzenia się przyjeżdżają do nas w odwiedziny Rodzice. Odbieramy ich z lotniska w Cusco.
Radość, radość... tylko gdzie ten bagaż? Gdzie Wyborowa, Żołądkowa, Serce Matki czyli własnoręczny pasztet bartkowej Mamy, gdzie śledziki?!!!
Ano niestety. Bagaż utknął w Limie. Iberia, z którą Rodzice lecieli z Madrytu do Limy twierdzi, że to wina Lanu, Lan operujący na trasie Lima - Cusco zapewnia, że to wina Iberii, tak czy inaczej skutek jest ten sam. Trudno, co robić, mówią, że bagaż dojedzie następnego dnia. Żeby się tylko pasztet nie popsuł...
Następnego dnia status bagażu - bez zmian. Podobno Iberia niechcący zamiast przekazać bagaż do Cusco wypakowała go w Limie, a że tam nikt go z taśmy nie odebrał, wsadziła do swojego magazynu i teraz jest problem, żeby go z magazynu wydostać. Przestajemy być mili i uprzejmi, w zamian za co obiecują zrobić wszystko, żeby bagaż najpóźniej następnego dnia doleciał.
(Where is my luggage?;))
Jak na razie na szczęście nie zmienia to naszych planów, bo i tak chcieliśmy posiedzieć dwa pierwsze dni w Cusco.
(Inkaskie mury)
(parada szkół w Cusco)
(parada szkół w Cusco)
(parada szkół w Cusco)
(parada szkół w Cusco)
(parada szkół w Cusco)
(parada szkół w Cusco)
Trzeciego dnia dzwonimy na lotnisko - a bagaż ciągle w Limie... Na nasz widok panienka zza biurka reklamacji przerażona robi w tył zwrot i znika...Po chwili przybywa zestresowana przełożona. Tłumaczymy kobiecinie że mamy absolutnie w dupie kto posiał bagaż: Lan czy Iberia i że to nie nasz problem, na co ona oczywiście obiecuje dla odmiany, że bagaż przyleci z pewnością już jutro
W tej sytuacji postanawiamy olać bagaż, kupić najpotrzebniejsze rzeczy dla Rodziciów i jechać tak, jak zaplanowaliśmy.
A najpotrzebniejszą rzeczą jest kask dla Taty. Słowo się rzekło, obiecaliśmy, że damy się przejechać . Bartek i Tata na motorach a my z Mamą transportem klasycznym robimy objazd Valle del Secreto. Na pierwszy ogień inkaskie tarasy w Pisac.
Wstajemy rano żeby przejechać z Pisac do kolejnego miasteczka Olantaytambo, ale tak dla sportu dzwonimy dowiedzieć się, co z bagażem...jest! Doleciał do Cusco! Bartek wsiada na motor, wraca gazem do Cusco i po dwóch godzinach przyjeżdża z powrotem z bagażem...
Pasztet dotrwał a i wódki tym razem nie ukradli...
Friday, August 20. 2010
Nie chcemy jechać do Cusco drogą asfaltową, bo po pierwsze jest dużo dłuższa a po drugie zatłoczona. Wobec tego zostaje szuterek.
Początek trudny, wąska górska droga, sporo kamieni, ale po 30 km wjeżdżamy wreszcie na Altiplano. Robi się płasko, poprawia się nawierzchnia. Na jednym odcinku nawet położyli asfalt. Widoki - jak to na Altiplano, trudno o piękniejsze. Do tego co pewien czas wyrastają z ziemi dziwacznie formacje skalne.
Wieczorem dojeżdżamy do głównej drogi. Do Cusco zostało już tylko niewiele ponad 100 km, ale jesteśmy zmęczeni, robi się ciemno, więc zostajemy na noc.
Podsumowując: noga działa i na asfalcie, i na szutrze, więc można uznać, że znów jesteśmy na prostej .
Wednesday, August 18. 2010
Thursday, August 12. 2010
I po wszystkim. Witamy po przerwie.
Nie obylo sie bez przygod, bo mistrzowie z peruwianskiego szpitala robiac kontrolny rentgen nie wcelowali w miejsce zlamania i fotke trzeba bylo powtorzyc. Ale najwazniejsze, ze Wasze zyczenia poskutkowaly bo noga sie zrosla ksiazkowo.
Bardzo, bardzo dziekuje za wszystkie budujace slowa!
|