Maszyny sprzedane, a my co?
Ano teleportujemy się z gorącej, karaibskiej Kolumbii prosto w szpony cywilizacji...
NY, NY... Bylim, widzielim:
(Ground Zero)
(Times Square)
(Great Cetral Station - tu zabili Carlita Brigante...pdk)
Przygarnięci przez dawną znajomą Bartka - Patrycję i jej roześmianą, czarującą rodzinę: męża Jonsona, córeczkę Ashley i synka Andrew, oswajamy się z minusową temperaturą, wielkim miastem, tłumami ludzi... Nagle nasze dotąd super wygodne, praktyczne spodnie i buty okazują się zdartym łachmanem...Przed przejściem przez ulicę cierpliwie czekamy, aż przejadą wszystkie samochody z głęboko zakorzenionym przekonaniem, że pieszy nie ma żadnych praw, aż wreszcie miły policjant sugeruje nam, że jeśli chcemy na drugą stronę to śmiało, one się przed nami zatrzymały i czekają, aż przejdziemy...
Pod choinką przy Rockefeler Center spotykamy się z Mustachami - czyli Agi i Michałem, których poznaliśmy jeszcze w La Paz i którzy już od roku okrążają świat. Zaopatrujemy się w ulicznym świątecznym stoisku sprzedającym kiełbaski pod hasłem "There is a little of German in everyone" w kubki z bezalkoholowym gluwine- em , którym to kubkom przekornie dodajemy po kropelce polskości i szwendamy się po Central Parku...
(Agi, Michał i Bartek i mikołajkowa Jedyna)
(Central Park)
NY jest chyba mało amerykański. A może właśnie przez to bardzo amerykański...W każdym razie częściej słyszymy hiszpański, chiński, hinduski czy polski niż angielski. Istny Babel. Można zjeść przepyszną wietnamską zupę pho - nie podobną, ale identyczną jak w Sajgodnie albo wspaniałe, niedrogie indyjskie thali - same, same
...
(Chinatown)
Nie ma kiczu, którego się spodziewaliśmy. Nie jest sterylnie i plastikowo jak w Singapurze. Manhatan, który kojarzył się nam zawsze z nowoczesnym świecącym szkłem okazał się secesyjnym arcydziełem architektury. Trudno nam się do tego przyznać, ale to miasto może wciągnąć
.
Patrycja i Jason zabierają nas na imprezę american style. Miał być futbol, ale akurat nikt nie grał, więc zamiast tego poszliśmy na mecz hokeja, grają Thrashers v. Islanders. Ale większy szoł od graczy zrobili poprzebierani na niebiesko kibice kanadyjscy, którzy przyjechali na mecz piętnastoma autokarami. A że to grają dwie drużyny amerykańskie? Trudno, co robić, ważne, że na łyżwach;). Podobno jeśli wygraliby Islanders, Kanadyjczycy przeszliby do kolejnej pucharowej rundy. W sumie jednak się pogubiliśmy, bo gdy Islanders przegrali, Kanadyjczycy i tak wyli z radości...
(Patrycja i Jason)
(kibice kanadyjscy)
Patrycjo, Jason, dziękujemy za gościnę i wspaniały czas!