Tuesday, August 19. 2008
Na granicy jesteśmy o 17. Najpierw przez 2 h pociąg zmienia koła.
Potem kolejne 2h kazachskie służby graniczne czeszą przedział po przedziale, wywalają wszystko z walizek. Zabawa polega na tym, że jak Kazachowie nie zauważą czegoś, co potem znajdą Chińczycy, to jest afera. Nas na szczęście potraktowali z przymrużeniem oka, skończyło się na symbolicznym otwarciu plecaków. Przez kolejne dwie godziny ta sama procedura z Chińczykami. Tyle, że ci przykładają się do zadania całym sercem. Skarpetka po skarpetce. Mają cierpliwość. Musimy się tłumaczyć z proszku do prania, mleka w proszku i tabelek do rozpalania ogniska, w końcu jednak uznają, że to jednak nie narkotyki. Nagle robią WIELKIE OCZY, z piersi wyrywa im się okrzyk...zabierają nasz przewodnik i przekazują go sobie z rąk do rąk. Jedna z naszych współpasażerek-studentek tłumaczy, w czym rzecz: nie wolno przewozić obcych przewodników, bo tam jest o Tajwanie. Wobec tego proponuję, że wyrwę stronę o Tajwanie. Ten numer niestety nie przechodzi. No chłopaki, nie bądźcie świnie, przecież tam są nazwy miejsc po angielsku z chińskim tłumaczeniem, bez tego się z wami nie dogadamy i zgubimy się w waszym ogromnym kraju. Troszkę ich to wzruszyło, ale jeden mądrala stwierdza, że można u nich kupić mapy dwujęzyczne. No dobra, to dajcie chociaż wyrwać z przewodnika mapkę Urumchi, żebym trafiła do hotelu i do księgarni z mapami. Debata, dzwonią do szefa. Zgoda. Przejmuję przewodnik, wyrywam kartek ile wlezie. Kitajce oburzone, że aż tyle, bo miała być tylko strona, ale odpuszczają. Zostają mi w ręku dwie prowincje . Kto by pomyślał, że przewodniki są ocenzurowane. Wreszcie pociąg rusza. W chwili odjazdu pogranicznicy stoją rzędem wzdłuż peronu na baczność z kamiennymi minami, nie ma żartów, normalnie warta pod Grobem Nieznanego Żołnierza to szczeniak.
Monday, August 18. 2008
Wyruszamy do Chin. Pociąg będzie jechał z Ałmat do Urumchi ok. 30 h, więc robimy zapasy na podróż. Wybieramy sobie jak gdyby nigdy nic chińskie zupki w supermarkecie, a tu nagle słyszymy:
-"No cześć, co słychać?"
Tak, tak, jakby ktoś nie wiedział, to supermarket w Kazachstanie jest doskonałym miejscem, żeby niespodziewanie spotkać starych znajomych. Kumpel Bartka właśnie przyjechał tu na studia
Do odjazdu jeszcze kilka godzin, pada deszcz, więc zabijemy czas w kinie. Wybór niewielki, "Batman" albo "Mumia". Zgodnie uznajemy, że lepsza będzie Myszoptica - "Czornyj Rycjer". Zważywszy na naszą niezbyt dogłębną znajomość rosyjskiego, to wystarczająco ambitne kino. Mimo to po filmie jesteśmy ciutkę skonsternowani, bo nie do końca zrozumieliśmy kilka wątków...Bo np. co pani detektyw napisała Batmanowi w liście, który potem spalił Michael Kain? Co łączyło Jokera z Chińczykami? Może ktoś nas oświeci?:-)
Wreszcie jedziemy. Pociąg, nie powiem, komfortowy. Sporo Kazachów jadących studiować w Chinach, bo tam dużo taniej. Z nami w przedziale dwie studentki z Xi'an-u.
Saturday, August 16. 2008
Hello... my name is Borat... aaand in my country there is a problem...
W rzeczywistości Ałmaty może i trącą nieco socrealem, może nawet i mocno, ale to Europa. Ulice, kafejki, sklepy, wszystko prawie, jak u nas
Znowu będę mieć okulary, bo poprzednie zostały niechcący na kamyczkach przy strumyku w Mongolii...Na południu tuż za miastem są wysokie góry po 4000m., całe miasto wznosi się w stronę południa. Jak pytasz o drogę, to " w prawo"oznacza zawsze w prawo idąc pod górę. Natomiast jak każą ci iść w dół i potem skręcić w prawo, to znaczy, że musisz skręcić w lewo. Tak dla ułatwienia. I kochają fontanny: takie kolorowe, podświetlone, najpiękniejsze.
I tłumaczą nam, że prawdopodobnie będzie u nich klęska suszy, bo w telewizji w każdych wiadomościach podają informacje o wspaniałym urodzaju. I dbają o formę:
Pogański to kraj...
Friday, August 15. 2008
Po nocy spędzonej w kanciapie w hali przylotów rozpoczynamy obdzwanianie agencji biletowych. Trafiamy na miłego faceta, który przyjeżdża na lotnisko, odbiera od nas pendriva ze skanami paszportów i chińskich wiz (trzeba je pokazać, żeby kupić bilety międzynarodowe), jedzie po bilety kolejowe do Urumchi i wraca z nimi na lotnisko. W dziale konsularnym coś tam kręcą nosem, że bilety są dopiero na 18 sierpnia i do tego kolejowe zamiast samolotowych, ale mówimy, że kupiliśmy najwcześniejsze możliwe i jakoś to przechodzi.Chociaż prawdę mówiąc chcieliśmy po prostu spędzić kilka dni w Ałmatach no i nie płacić za bilety lotnicze . Przybijają stempel i... system nas przyjmuje! Legalnie wkraczamy do Kazachstanu!
Thursday, August 14. 2008
Jeden system nas wypluł a drugi nie chciał wchłonąć. Spędziliśmy upojne godziny na ziemi niczyjej. Ale po kolei.
Zgodnie z planem 14 sierpnia Przyjechaliśmy na lotnisko w Bayan Olgi. Oglądają nasze paszporty i wizę, robią mądre miny, kiwają głowami i...wbijają stempel. Nie połapali się, że jesteśmy w Mongolii dzień dłużej niż pozwala wiza. Pierwszy etap przeprawy za nami, ale najgorsze dopiero się szykuje.
-"Spoko, spoko, najwyżej zjemy schabowego z ziemniaczkami w Warszawie i pojedziemy dalej" - Bart zawsze umie znaleźć słowa otuchy.
Wylądował AN 24, zanieśli nasze bagaże do luku, startujemy. Co za maszyna! Hmm, w AN-ach to zwykle mamy spadochrony na plecach, a tak bez niczego to trochę dziwnie. Obmyślamy strategię na dalszą przeprawę, uzgadniamy zeznania. Ustalamy, że przede wszystkim spróbujemy w ogóle nie opuszczać w Ustkamamgorsku z samolotu. Niestety, po wylądowaniu każą wysiąść do odprawy. Stajemy w kolejce. Będziemy rżnąć głupa: że jedziemy do Chin, z Bayan Olgi nie było połączenia z Chinami więc kupiliśmy bilet do Ałmatów, bo nam powiedzieli, że mając w paszporcie chińskie wizy dostaniemy bez problemu na lotnisku Ałmatach wizę tranzytową i że dopiero teraz dowiadujemy się, że samolot leci przez Ustkamamgork. Dziewczyna okienku przegląda nasze paszporty i pada sakramentalne: -"a wiza gdzie?". Tłumaczymy. -"Nie, nie, powinniście mieć wizę, wprowadzili was w błąd." Dziewczyna chce jednak nam pomóc. Niby groźnie pokrzykuje, ale uśmiechnięta, żartuje i przede wszystkim działa. Prowadzi nas po lotnisku od pokoju do pokoju, wydzwania, tłumaczy i prosi, żeby pozwolili nam lecieć dalej. Przychodzi szef-kapitan, taki co to chyba w Moskwie pobierał nauki. Opieprza nas z góry na dół, no bo do czego to podobne, żebyśmy mieli wbite w paszporcie wizy mongolskie, chińskie, indyjskie, nawet wietnamskie, a kazachskiej nie! Tłumaczymy, że nie planowaliśmy jechać przez Kazachstan. -"To my was z powrotem do Mongolii odeślemy!" Ciekawe tylko jak, bo samolot do Mongolii leci dopiero za tydzień . Nie za bardzo mają czym nas deportować i w tym nasza nadzieja. Spisują protokoły. Natasza (ta, co od początku stara się nam pomóc) śmieje się, że szef nerwowy, spoko, byli już w podobnej sytuacji przed nami Francuzi i ich puścili. Nie wspomina, o czym dowiedzieliśmy się później, że Angole też, ale ich deportowano... Godzina krzątaniny, telefonów, straszenia i...lecimy dalej! Najwidoczniej uznali, że najłatwiejszym rozwiązaniem problemu będzie zwalenie go na pogranców w Ałmatach, gdzie będzie na nas czekał niestety komitet powitalny, bo samolot na trasie Ustkamemgorsk - Almaty jest lotem wewnętrznym, więc gdyby nam tak po prostu pozwolili wysiąść w Ałmatach, to dostalibyśmy się do Kazachstanu bez wizy.
I tu uwaga: ponieważ pojawiły się w komentarzach cyniczne notki nt. jakości linii SCAT, musimy przyznać, że takiej wyżerki, jaką nam zaserwowali w An-ie 24, nie dają w żadnych BA czy Lufthansach.
Lądujemy o 22.30. Przy wysiadaniu z samolotu każą wszystkim pasażerom pokazywać dokumenty, żeby nas wyłapać. Pakują nas do furgonetki pagranców i dowożą na mieżdonarodnyj terminal. Znowu tłumaczymy, jak to z nami było. "Dobra, dawajcie bilet do Chin to wam wystawimy wizę tranzytową". No tak, w końcu musiał się pojawić temat biletu na dalszą podróż. Pisali, że aby dostać wizę tranzytową potrzebny jest bilet, ale optymistycznie założyliśmy, że jakby co, na pewno kupimy coś na lotnisku. Wyjaśniamy więc pograncom, że w Bayan Olgi nie dało się kupić biletu Kazachstan-Chiny, nawet przez internet, więc musimy kupić go w Ałmatach. Idziemy w obstawie do kas biletowych, ale na lotnisku niestety nie sprzedają żadnych biletów do Chin. Pograncy robią się nerwowi. Ściemniamy, że bilety mieli nam przynieść z biura podróży, ale za późno przylecieliśmy. Pograncy każą nam zostać do jutra na lotnisku i zorganizować rano te bilety do Chin. Na szczęście okazuje się, że na lotnisku działa bezprzewodowy niezabezpieczony internet. Wyszukujemy agencje sprzedające bilety, jutro od rana będziemy do nich bombardować. Dobrze będzie!
|