Attari to jedyne indyjsko-pakistańskiego przejście graniczne. Telepiemy się przez godzinę tuk-tukiem z Amritsary, żeby obejrzeć kuriozalne przedstawienie, czyli codzienną ceremonię zamknięcia granicy (nocą jest nieczynna). Kilka kilometrów od granicy zaczyna się korek ciężarówek, bo po atakach w Bombaju zatrzymali wymianę handlową z Pakistanem.
W końcu dojeżdżamy do przejścia. Po obu stronach granicy ustawione są trybuny dla publiczności. Po stronie indyjskiej zapełniają się stopniowo po brzegi, ale po pakistańskiej trochę pustawo.
Zaczyna się. Najpierw dzieci i młodzież biega parami, wymachując flagami, do bramy granicznej i z powrotem do posterunku granicznego. I tak ze dwadzieścia razy. Potem puszczają muzykę i przed posterunkiem zaczynają się tańce w stylu dowolnym, wygląda jak fajna impreza na powietrzu. Po tańcach przychodzi kolej na żołnierzy, którzy w galowych mundurach, wykonując komiczne kroko - podskoki biegają wzdłuż trybun, do bramy i z powrotem pod posterunek.
Publiczność, zachęcana przez wodzireja z mikrofonem, klaszcze, wymachuje rękami i wrzeszczy „Hindustan zindabad!”, czyli mniej więcej: „niech żyją Indie!”. Trzeba wydzierać się głośno, żeby zagłuszyć Pakistańczyków po drugiej stronie wykrzykujących „Pakistan zindabad!”.
Kolejna próba sił to gra w ”kto dłużej zawyje”. Wytypowanym żołnierzom Hindusowi i Pakistańczykowi podtykają do ust mikrofony, a ci na „trzy cztery” zaczynają wyć. Zwycięża ten, kto dłużej pociągnie. Publiczność też krzyczy, zagrzewa i oklaskuje swoich zawodników.
Atmosfera rodem z boiska piłkarskiego. Nie widać śladów ostatnich wydarzeń w Bombaju, wszystko odbywa się w konwencji zabawowo-humorystycznej z lekką nutką patriotyzmu.
Na koniec ściągają flagi państwowe zawieszone nad bramą. Przedstawienie jest skończone.
Indie_na_granicy_z_Pakistanem - FILM
(widok na stronę pakistańską)