I koniec przejażdżki po Australii. Wjeżdżając do Sydney w poniedziałek zatrzymujemy się u kilku dealarów żeby zorientować się, ile w najgorszym przypadku dadzą nam za samochód, gdybyśmy go nie dali rady sprzedać sami. Nie jest najgorzej, choć mogłoby być lepiej. Tak czy siak mamy wyjście awaryjne.
Przystępujemy do kampanii reklamowej: przylepiamy ogłoszenia na szybach, w hostelach backpackerskich, wrzucamy do Internetu. A tu cisza...Nikt nie dzwoni...Dni mijają, zwiedzamy Sydney, a widmo dealera nas prześladuje...
Jeden facet wreszcie dzwoni, ale jakiś taki podejrzany. Akceptuje cenę, potem opowiada o załatwianiu czegoś z bankiem, nagle proponuje cenę niższą od dealera, ściemnia... Coś nam nie gra...Posyłamy go w diabły.
Znowu cisza.
Drugi telefon. Rodzinka Węgrów. Oglądają, oglądają, igen, igen, ale nie kupują.
A tu już sobota. Nagle trzeci telefon, czy za 20 min mogliby podjechać zobaczyć samochód? W popłochu grzejemy na kemping z bagażnikiem wypchanym naszymi gratami. Już czekają, nawet nie zdążymy wypakować. Dwóch Irlandczyków, miłe chłopaki. Krótka piłka, wiedzą, czego szukają. Negocjacje, kasa do ręki, wypakowujemy bambetle, odjeżdżają. Trwało to wszystko może z 15 minut...Wyszliśmy z grubsza na swoje.
Jakby ktoś chciał sprzedawać albo kupować samochód w Australii, polecamy stronę www.carsales.com.au.
(bazarek pod mostem)
(bazarek pod mostem)
(Plaża Bondi gdzie się lansuje tłuszcza)
(Re: polisz connection - Dorka, Szymek i Pola)
(Festyn w porcie z okazji przypłynięcia wielgachnego cruseboatu)