Przed wyjazdem z gejzerów El Tatio stara Indianka - strażniczka pyta nas, jak nam się podobało. Fajnie, tylko woda w basenie za zimna. A, jak chcecie ciepłą wodę, to dalej, jak pojedziecie tą drogą co jest zamknięta, dojedziecie do strumienia gorącej wody bardzo przyjemnej do kąpieli. A stamtąd możecie pojechać na skróty do wsi Toconce. Droga kiepska, ale motorami powinniście dać radę. I wyrysowała nam trasę, której nie ma na żadnej mapie i którą długo będziemy wspominać...
Do źródeł trafiamy szybko i bez problemu. Nikogo w zasięgu kilkudziesięciu kilometrów. Ze skał wybija potok gorącej wody, miesza się z chłodniejszym strumieniem i wreszcie osiąga idealną, wymarzoną temperaturę. Aż się nie chce wychodzić.
Jesteśmy rozleniwieni po kąpieli, a przed nami jeszcze sporo kilometrów. Droga z niespodziankami w postaci lodu albo głębokich strumieni, przez niektóre Bartek przeprowadza oba motory. Robimy się zmęczeni. Krótki postój. Bartek twierdzi, że coś mu się nie zgadza w GPS-ie i że nie wygląda na to, jakbyśmy mieli dokądkolwiek dojechać tą drogą. No co ty, przecież nie budują dróg donikąd. W sumie racja. Ruszamy dalej...i po 50 metrach droga się kończy nad przepaścią. Cudownie. Zawracamy. Okazało się, że trzeba było skręcić kilka kilometrów wcześniej w coś, co wyglądało bardziej jak ścieżka do rzeki a nie droga. Wreszcie jedziemy w dobrą stronę. Droga piękna, wśród kanionów i nad urwiskami skalnymi, tyle że pełno kamieni i piachu. Pod koniec wyglądam na tyle kiepsko, że mimo moich protestów Bartek zarządza postój. To ja się wobec tego tak na chwilę położę...
Wieczorem po ciężkim dniu dojeżdżamy do Toconce. Piękna andyjska wioska położona wśród wysokich skał,na stokach nie kończące się uprawne tarasy...
(piec)
(coś a la królik żyjący na skale)