Wjeżdżamy do Ekwadoru przez małe górskie przejście graniczne w La Balsa (Zumba). Przed granicą zaczyna padać deszcz i zamienia szutrową drogę w błotniste lodowisko. Na szczęście po pewnym czasie wychodzi słońce i stopniowo osusza drogę.
Wreszcie jest przejście. Po stronie peruwiańskiej poszło gładko. Przejeżdżając przez most na stronę ekwadorską musimy sami sobie podnieść szlaban
. Przy odprawie ekwadorskiej jak zwykle trochę adrenaliny, czy się nie przyczepią: nie mamy ubezpieczeń a argentyńskie prawo jazdy też straciło ważność. Wszystko przebiega jednak płynnie. Każą nam tylko wrócić na stronę peruwiańską zrobić ksero paszportu i dowodu rejestracyjnego motorów, bo po swojej stronie nie mają ksera. Idziemy, a celnik krzyczy do nas z daleka: "i jeszcze kopia praw jazdy!...". Robimy niewyraźne odbitki i wracamy z nadzieją, że się nie będą zanadto wczytywać. Udało się, niczego nie zauważyli...
(wysadzanie skał - przymusowy postój na godzinę)
(tankowanie kokosem)
(droga na granicę - ślisko)
(jelonek
)
(przejście graniczne)
(Och, żeby nie zamoczyć butków...)