Do wschodniego wybrzeża zostało jeszcze wprawdzie wiele kilometrów, ale w zasadzie pustynną przeprawę można uznać za zwycięsko zakończoną.
W jednym z mijanych miasteczek, w sklepiku z opalami dowiadujemy się, że jeśli odbijemy 120 km w boczną, szutrową drogę, to dotrzemy do Opaltonu, gdzie - jak sama nazwa wskazuje - grupa ok. 20 fanatyków poszukuje opali. Jeśli chcemy, to też możemy pojechać i sobie poszperać w ziemi, a nuż coś znajdziemy. Pan rysuje nam mapę operacyjną i poleca, żebyśmy odnaleźli w Opaltonie Deryla, bo to równy chłop i pokaże nam, gdzie kopać. Wynajmujemy w sklepiku za 10 dolarów młotek poszukiwacza i ruszamy po skarb.
Jesteśmy na miejscu. Kilka prymitywnych siedlisk, ale wkoło nie ma żywej duszy - pewno wszyscy pojechali kopać. Widzimy, że gdzieniegdzie są rozbebeszone doły. Dobra, skoro nie ma Deryla, to spróbujemy szczęścia na własną rękę. Tłuczemy przez godzinę na oślep różne kamienno-gliniane grudy, ale bez skutku.
Hmm, chyba jednak przydałaby się pomoc profesjonalisty...
Podjeżdżamy jeszcze raz do największego osiedla. O, ktoś w środku się rusza. Deryla nie ma, za to jest Kris.-"W czym wam pomóc? " -"Ano mamy młotek i chcemy kopać, ale nie wiemy gdzie i czego szukać"...
Kris uśmiecha się pobłażliwie, pokazuje nam różne kamienie, które po rozłupaniu świecą i - nie bójmy się tego słowa - opalizują! Okazuje się, że nie należy walić młotkiem w każdy kawałek skałki, ale tylko taki, który jest cięższy i ma takie charakterystyczne, nieregularne, bąbelkowate kształty.-"Skoro już wiecie, czego szukać, to pokażę wam teraz gdzie." Jedziemy i zaczynamy szperać wśród kamieni. Kris z nami. Miał nam tylko pokazać miejsce, ale jak już zaczął łupać, to się wyraźnie wkręcił. -"Bo wiecie, czasem człowiek dostaje gorączki..."- tłumaczy.
Pracujemy z młotkiem w pocie czoła w prawie czterdziestostopniowym skwarze, ale coś mamy!!!No, może fortuny na tym nie zbijemy, ale to opale!!!
Czas spać. Kris radzi nam, żebyśmy sobie rozstawili namiot nieopodal domku takiego dziwaka, co tu przyjeżdża obserwować ptaki. "On twierdzi, że tu niby mieszka jakiś niezwykle rzadki gatunek, co to go widziało nie więcej niż 200 osób" - Kris robi porozumiewawczą minę. Idziemy rozbić namiot. Miły, krzepki starszy pan zaprasza nas na herbatę i z lekkim szaleństwem w oczach opowiada o tym, jak to co rano wstaje, żeby wypatrzeć takiego niezwykłego ptaszka, który robi "kszsz" i którego poza nim widziało najwyżej 200 osób. -"Ja jestem naukowcem, ale wiecie, poza mną to w tej dziurze mieszkają sami wariaci, co rozbijają kamienie"....
(w drodze do Opaltonu)
(w drodze do Opaltonu)
(domek poszukiwaczy)
(domek poszukiwaczy)
(nasz skarb)
(nasz skarb)